Przejdź do treści

przewodnik

Kapsztad (Cape Town) – 10 sierpnia 2008

Z kościoła pojechaliśmy na zwiedzanie miasta. Przechadzaliśmy się uliczkami i parkiem położonym przy parlamencie. Przewodnik opowiadał ciekawostki z historii południowej Afryki. M.in. o tym jak Brytyjczycy zakładali tu pierwsze obozy koncentracyjne. Domyślam się, że trochę inne niż te, które kojarzą się nam z obozami i łagrami z czasów II wojny światowej.

Wyspa Fok (Robben Island) – 9 sierpnia 2008

Wsiedliśmy na statek i zaczął się nas rejs. Po wypłynięciu z portu zaczęło coraz bardziej bujać. Robiło się coraz mniej ciekawie. Fala była naprawdę duża. Bujało ostro na boki i momentami przechył był tak duży, że zaczynaliśmy nabierać wody. Jak spojrzałem w kierunku, w którym płyniemy, to wyobraźnia podsuwała mi coraz bardziej ponure obrazy skutków kolejnych spotkań z coraz wyższymi falami. Zacząłem się modlić o szczęśliwy powrót…

Cango Caves – 6 sierpnia 2008

Zanim dojechaliśmy do „zagłębia strusiowego”, czyli miasteczka Oudtshoorn zwiedziliśmy jaskinię „Cango Caves”. Została wydrążona w wapiennej skale przez podziemną rzekę. Potem woda gdzieś wypłynęła i był czas na tworzenie stalaktytów, stalagmitów i innych form naciekowo – wyciekowych. A tego czasu trochę było, bo wiek najstarszych form jest obliczany na milion lat…

Park Tsitsikamma – 5 sierpnia 2008

Rano opuściliśmy Port Elizabeth i udaliśmy się w kierunku Kapsztadu. Z przerwami na inne atrakcje podróż zajmie nam trzy dni. Nasz pobyt w RPA tym samym – powoli, ale nieubłaganie – zbliża się do końca. Niebo zaczęło się chmurzyć i zapowiadało się na to, że będzie padał deszcz. Nasz przewodnik stwierdził, że prawdopodobieństwo jest 60%. Na szczęście prognoza okazała się błędna. I całe szczęście. Zwiedzanie w deszczu nikomu się nie uśmiechało.

Port Elizabeth – 4 sierpnia 2008

Po śniadaniu (na którym zaśpiewaliśmy „Sto lat” Grajanowi) poszliśmy na bazar po pamiątki. Były fajne pamiątki z drzewa „metalowego” (nazywanego tak z racji swojej wagi). Potem poszliśmy na plażę i doczekaliśmy tam dobrze się bawiąc do czadu, kiedy Arek musiał zbierać się na lotnisko.
Mateusz dał mu na pożegnalnie kilka gadżetów (m.in. pocztówki z Józefowa) czym go najprawdopodobniej trochę zaskoczył.

Małże i kalmary – 3 sierpnia 2008

Kolację mieliśmy egzotyczną: egzotycznie miejsce (restauracja połączona ze sklepem, ze ścianami „wytapetowanymi” butelkami) i egzotyczne jedzenie: na przystawkę małże, a na danie główne kalmary. Była to pożegnalna kolacja naszego przewodnika Arka. Jutro przejmie nas nowy.

„Safari” po Parku Krugera – 29 lipca 2008

W pewnym momencie na drodze zrobiło się małe zamieszanie. Okazało się, że na drogę wyszedł młody lew. Początkowo myśleliśmy, że to lwica, bo był bez grzywy. Nasz przewodnik uświadomił nas jednak, że to młody lew (ok. 2,5 roku), któremu jeszcze nie wyrosła grzywa. Wyglądał dużo gorzej niż te, które widzieliśmy w Parku Lwów. Był wychudzony, głodny i zmęczony. Położył się na drodze i postanowił odpocząć.

Park Lwów i South African National Museum of Military – 25 lipca 2008

Park Lwów” jest czymś pomiędzy rezerwatem i ogrodem
zoologicznym. Samochodem dojeżdża się do dużej zagrody, w środku której
żyją sobie rodziny lwów. Każda na swoim – ogrodzonym – terenie. Jest
takich rodzin kilka. Samochód przejeżdża o odległości kilku metrów od
leżących lwów. Czasami lwy podchodzą do samochodu. Po odsunięciu szyby
w oknie zdjęcia same się robiły.

Johannesburg – 24 lipca 2008

Rano obudziliśmy się nad Afryką. Czarny Ląd zasłaniały chmury więc nie mogliśmy sprawdzić czy rzeczywiście jest czarny…Gdybyśmy mogli zobaczyć go z trochę większej wysokości (np. z satelity) okazało by się, że jest to raczej Zielony Ląd.